wtorek, 8 grudnia 2015

La gente es la gente, no esperes más

               Hiperperfekcjonizm zaprowadził mnie do pociągu byle jakiego. Wsiadłam byle jak, niedbale poprosiłam o bilet gdziekolwiek… donikąd. Już jako niehiperperfekcjonistka, jako nieczłowiek, żeby uciec jak najdalej stąd. Bo pośród czterech ścian nie czułam się wystarczająco samotna. Może dlatego, że ściany mają uszy, a człowiek nie wie, że nie wie i nie chce wiedzieć. Chyba lepiej mieć uszy i słuchać, niż mieć uszy i być głuchym… jak człowiek w liczbie mnogiej.
                A może lepiej nie być? Nie być pustynią jak ziemia? A może lepiej nie być na ziemi? Gdzie huk, wrzask, zgiełk, śmiech… głośny śmiech i chaos, krzyk i płacz. I spowolniony oddech ludzi, którzy są jakby ich nie było. Tłumu, którego nie sposób minąć. Obecność nieobecnego tłumu to mój dowód na poczucie alienacji. Bo nawet światło latarni się ode mnie odwraca. Kiedy widzę tylko dzięki niej, a ona gaśnie przede mną, żeby zapalić się za moimi plecami. A widzę w ciemności tylko dzięki niej, chociaż mam oczy. I widzę dzięki oczom. Człowiek źle wychował latarnie, źle wychował maszyny, przyrodę, galerie handlowe. Nawet światła nie potrafił wychować…
                A więc? Człowieku, należy zapytać człowieka, jak wychować człowieka na człowieka nieobojętnego na drugiego człowieka? Hiperperfekcjonistka szukałaby odpowiedzi pośród ludzi. Niehiperfekcjonistka poszuka jej w miejscu, zwanym „nikąd”, o którym nikt nie ma pojęcia… o którym nikt niczego nie wie. Nawet wszechwiedzący człowiek, wychowany na Pinokia, który patrzy jak rośnie jego własny czubek nosa. Nawet wszechwiedzący człowiek, wychowany po prostu na człowieka.
 

--
Anna Kamieńska 
Aby ziemia nie była pustynią
Aby ziemia nie była pustynią,
oplatamy ją gorączkowo —
miastami, włóknem, wypaloną gliną,
wierszami, partyturami,
hukiem wentylatorów,
zgiełkiem kin.
A mimo to ciągle rwie się tkanina.
I wtedy poprzez nagłe szpary
widzimy ją ogromną, nagą, niepojętą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz