sobota, 31 października 2015

Jesienny bal/ Un baile del otoño

Co się dzieje?
Gdzie się wybierają te wszystkie drzewa?
Czyżby na jakiś bal przebierańców,
Na który mnie nie zaproszono?
O nie, nie...
To mi się nie podoba!
Wyglądają tak pięknie,
że aż im zazdroszczę!

Drzewina - drzewo kobieta
Jak każda kobieta
Szykuje się jak sójka za morze
A wezmę jeszcze to
O i może jeszcze tamto
i tamto
Ach te kobiety...
Drzewiny już od września
A podkreślam,
że mamy koniec października
Już od września przymierzają kolorowe suknie
Za każdym razem inne!
Za każdym razem piękniejsze!
Za każdym razem bardziej kolorowe!
No ja nie wiem, co to się porobiło
Zamiast dawać trochę cienia
Jesiennego ukojenia
One się tu stroić będą!
No w głowach im się poprzewracało!

Dobrze, że ja…
Kobieta człowiek
Człowieczyna?
Nie wybieram się na razie
na żaden bal przebierańców
I nie muszę się szykować jak ta sójka za morze

-----
¿Qué está pasando?
¿A dónde van todos estos árboles?
¿A un baile de disfraces,
Al que no me han invitado, de veras?
Oh… ¡no, no!
Esto no me gusta
Tienen el aspecto tan bonito
Que me pongo a envidiarles

“Árbolita”, una mujer–árbol
Se está tomando su tiempo
Ah, cogeré esto y esto y esto... quizá
¡Qué molestas son las mujeres!
“Arbolitas” ya desde el septiembre
Y estoy recalcando
que tenemos el fin de octubre
Ya desde el septiembre se prueban
Los trajes de noche de varios colores
¡Cada vez más diferentes!
¡Cada vez más bonitos!
¡Cada vez más coloridos!
Yo no sé, ¡vaya tela!
En vez de dar la sombra
En vez de dar un poquito de mitigación
¡“Arbolitas” van a engalanarse!
Se volvieron locas

¡Qué bien que yo…
Mujer - un ser humano...
¿Humana?
Ahora no voy a ir a un baile de disfraces
Y que no tengo que tomarme mi tiempo
como ellas

poniedziałek, 26 października 2015

Poświęcać trochę czasu na bycie sobą ;)

Ostatnio oglądałam na YouTube filmik pana Włodka Markowicza. Bardzo lubię słuchać jego przemyśleń, sposrzeżeń. I chociaż zazwyczaj nie mam czasu... Nie, nie... Przecież nie istnieje brak czasu. Po prostu nie umiem tym czasem dobrze zarządzać... Cóż, nie jestem właścicielką wielkiej korporacji, nie potrafię dobrze zarządzać. I chociaż nie potrafię dobrze zagospodarować swojego czasu, znalazłam gdzieś w zakurzonym kącie pokoju chwilę, żeby posłuchać pana Markowicza.

I muszę przyznać, że jego słowa bardzo mnie dotknęły... Jakby mocno ścisnęły za nadgarstek. Nie obraziły... na pewno nie. Ale poczułam, że ten temat mnie również dotyczy. A mianowicie, banał: powinniśmy być sobą... To nie jakieś wielkie odkrycie, ale faktyczny banał... sprawa zbyt powszechna, żeby o niej mówić. Coś, co wyszło z mody. I faktycznie... dotknęło mnie to pod tym względem, że najprawdopodobniej nie napisałabym wiersza o konieczności bycia sobą, bo po co? To tak "zużyty" temat, że nawet nie wiadomo co o nim pisać... Nie umiem nawet napisać wiersza o jesieni... Bo jest już tyle wierszy o jesieni... tyle pięknych wierszy, których nie znam. Ale wiem, że są... chciałabym napisać o czymś, czego nikt nie odkrył, nie dostrzegł, nie zauważył. A to błąd... Bo każdy człowiek widzi świat na swój sposób, każdy indywidualnie przygląda się światu, który nas otacza. Ja też, może nawet więcej niż inni. Jestem obserwatorem. Nadmiar obowiązków... "Bo wszystko jest najważnieniejsze"... I braku czasu... A przecież no existe la falta del tiempo - nie istnieje brak czasu. Może to wina braku motywacji... Moja indywidualna motywacja dla mnie samej niedługo się pewnie przeterminuje. Ale zobaczymy.

Mówimy o braku i nadmiarze. Przeciwieństwa... Tak jak miłość i nienawiść. :)

W nocy i w dzień

Codzienność mówisz?
A ja mówię: conocność
A gdybyś tak...
Zapytał nocy w nocy
"Ach nocy gwiaździsta,
Czy nie czuje się Pani samotna?"
Bzdura
Tysiąc i jeszcze kilka
A może kilkanaście ciał
oddycha nad jej głową
Nagich ciał niebieskich
Uprawia z nocą relację
Gwiaździsta pani
Pozwala spocząć na niebie
A nagie ciała dzielą się światłem
Biolog powiedziałby,
że żyją w symbiozie
A ja nie umiem biologii
I mówię, że uprawiają relację
Ty powiedziałbyś: codzienność
A ja mówię: conocność
Wolę patrzeć i nic nie widzieć
Niż patrzeć i widzieć zbyt wiele

piątek, 16 października 2015

Wycieczka do Narnii

                Byłam dobrym uczniem, przyjacielem, obywatelem, dzieckiem; byłam człowiekiem. Zbudowałam swój szesnastoletni świat. Poznałam nowych ludzi, nowe miejsca. Nauczyłam się, czym jest siła grawitacji, czym są właściwości sorpcyjne, czym jest kalokagatia; co to jest metoda salami i technika spalonej ziemi. To wszystko, o czym świat nie ma pojęcia. Ale do dzisiaj nie rozumiem na czym polega siła dośrodkowa... Ale może mi to wybaczą. Może tam nie będą o to pytać.
                I chyba nagle przestałam istnieć... umarłam. To coś, co jest we mnie już nie działa... było, a kiedyś nawet działało! Działało… jeszcze do niedawna. Zabrałam światu trochę tlenu, trochę dwutlenku węgla... trochę miejsca, trochę czasu… i zgasłam jak gaśnie spalona żarówka; tak, jak gaśnie dzień wraz z zachodem Słońca. Moje Słońce właśnie zgasło… jakoś ostatnio, na dniach. I nie świeci, tak po prostu przestało świecić. Nie daje ciepła… to też tak po prostu. Ot tak zaczęłam marznąć we własnym ciele. I ja nie szykuję się na zmartwychwstanie.
                Zawsze mogę odwrócić się do świata plecami. I siedzieć martwa w zamkniętym pokoju: bez tlenu, bez dwutlenku węgla… Potrzebuję tylko troszeczkę miejsca i czasu… ale nie na długo. Zawsze mogę posypać klucz odrobiną soli, bo już nie znam przepisu na cukier… Odrobiną soli na osłodę i zjeść klucz, nie patrząc w stronę drzwi. Zasłonić okna. Posprzątać... nie lubię zostawiać bałaganu, nawet jeśli nikt w świecie miałby go nigdy nie zobaczyć. Wejść do szafy i szukać swojej prywatnej Narnii. Tylko mojej, gdzie nie wejdzie żaden niedobry człowiek. Wpuszczę tylko moją nienawiść, mój ból... Jeszcze pomyślę nad krwią i łzami. W kałużach będą pływać słowa... takie jak miłość, szczerość, szacunek... kałuże wyschną jak wzejdzie Słońce. W mojej Narnii Słońce będzie świecić tylko dla mnie. Ale Słońce prędko nie wzejdzie. Trzeba czasu… nie na długo, ale trzeba. Będę patrzeć na wiatr. Wiatr będzie szarpać mnie za włosy. Trawa nie będzie zielona. Nie będzie trawy. Nie uśmiechnę się do siebie... choćby po to, żeby nie płakać przez cały czas. Nie uśmiechnę się do siebie, bo w mojej Narnii nie będzie luster. Nie będzie ludzi, nie będzie jej ani jego.
                A ja sama pójdę na długi, hiszpański spacer... i porozmawiam sobie sama ze sobą. Potem usiądę pod drzewem i postaram się zrozumieć siłę, o której nie mam pojęcia. Trochę ciężko u mnie z fizyką… i z pamięcią, bo nawet już nie pamiętam jej nazwy. Siła, siła… siła dośrodkowa… Chyba tak to się nazywało. Drzewa na pewno wiedzą, rozumieją i wiedzą na pewno. A drzewa w mojej Narnii będą wyjątkowo inteligentne.