poniedziałek, 14 marca 2016

Bez tytułu

Każdy człowiek jest wart miłości. Z każdym człowiekiem warto się zaprzyjaźnić. Każdego człowieka warto poznać. Nawet gdy człowiek wydaję się być pustą kartką papieru… czasem pusta kartka papieru jest bardziej inspirująca niż kilkusetstronicowa powieść Sienkiewicza, pełna kwiecistych opisów i porównań homeryckich, których absolutnie nie krytykuję.

Patrząc na pustą kartkę papieru, zastanawiam się, co mogłabym napisać. Jakieś przemyślenia? Wiersz pisany po mojemu? A może piosenkę, o tym jak bardzo mnie zranił czy jak bardzo poprawił mi dzisiaj humor. Patrząc na pustą kartkę papieru, uświadamiam sobie, że powinnam pisać. I mogę napisać, co tylko chcę. Mogę stworzyć własną historię. I jestem na siebie zła, bo ciągle wmawiam sobie, że nie mam czasu. Że muszę czytać „Potop”, chociaż i tak go nie czytam… tylko siedzę nad książką z telefonem i przeglądam tego beznadziejnego Facebooka, bezsensownego Snapchata, Instagrama, który robi ze mnie typową #instagirl. Jestem na siebie zła, bo już od dobrych kilkudziesięciu godzin planuję napisać tekst, którego nie potrafię napisać. I jestem na siebie zła, bo zamiast usiąść i zacząć pisać, zastanawiam się, jak zacząć. Gdybym zawsze zastanawiała się, jak zacząć, przegapiłabym wiele sytuacji… bo każda sytuacja wymaga podejmowania spontanicznych decyzji. Na przykład, gdybym na lekcji u prawdziwych Hiszpanów (jak to kiedyś mówiłam), Hiszpanów, którzy może nie zawsze rozumieją po polsku… zastanawiała się, jak poprawnie zapytać, czy mogę wyjść do toalety… to prędzej czy później… jak by to delikatnie ująć... no wiecie, o co chodzi. A ja do łazienki biegam średnio 2 razy na godzinę.  

Wracając do „Potopu”… chciałam napisać, że nie kwestionuję jego „majstersztunku”… ale coś mi nie pasowało. „Potop” i każda długaśna powieść Sienkiewicza, to  m a j s t e r s z t y k… Osobiście kocham „Quo vadis”… płakałam chyba z osiem razy, czytając… podkreślam c z y t a j ą c „Quo vadis”. Na filmie pewnie też płakałam ze wzruszenia, ale to było dawno i już nie pamiętam. W każdym razie zmierzam do tego, że ludzie coraz częściej doceniają i zauważają wyłącznie majstersztyki… osoby, które znajdują się na przysłowiowym szczycie. Nie widzimy tych, którzy stoją w cieniu i są ubrani na czarno. Nie widzimy tych, którzy nie mają Snapchata, Instagrama. Tych, którzy z Facebooka korzystają, kiedy muszą. Nie widzimy tych, którzy czytają książki, zamiast biegać po galeriach handlowych. Nie widzimy tych, którzy powszechnie uchodzą za nudziarzy i kujonów. Dlaczego ich nie widzimy? Dlaczego nasza otwartość sama wybiera sobie osoby, z którymi chcemy porozmawiać? 

Jesteśmy trochę zepsuci i często nie potrafimy spojrzeć przez lornetkę, żeby przewidzieć skutki, konsekwencje naszych wyborów. Nie jesteśmy tak dalekowzroczni jak Skarga, który w swoich kazaniach sejmowych głosił rychły upadek Polski… Może to zbyt poważny przykład, bo dotyczy przecież zniknięcia naszego kraju z mapy świata na 123 wiosny. Ale chyba czas sobie uświadomić, że nasze niektóre zachowania prowadzą do rychłego upadku pojedynczych ludzi. Dla każdego z nas problem jest czym innym… i każdy z nas w różny sposób radzi sobie z problemem. Więc jeśli nie zwracamy uwagi na ludzi ubranych na czarno… ludzi, którzy są, jacy są… bo mają problem? Bo coś im dolega? To może chociaż nie przyczyniajmy się do pogłębiania tego problemu. Nie przyczyniajmy się do upadku pojedynczych ludzi. Bo każdy z tych pojedynczych, nic nie znaczących dla nas ludzi, dla kogoś może być całym światem. Nie przyczyniajmy się do burzenia świata tych ludzi… i ludzi, dla których ci ludzie są całym światem. Proszę.