Człowieka wyobrażam sobie jako istotę z plecakiem. Homo viator. Żółwi nawyk… całe życie przemierza z domem na plecach. Pokonał setki kilometrów; każdego dnia otwiera oczy, żeby pobić swój własny rekord. Każdego dnia szuka pretekstu, powodu, prawdy, przyczyny. Szuka puzzli pasujących do kilkunastoletniego życiorysu. A czasem nie ma siły podnieść grosza, który właśnie upadł mu na ulicę. Albo zwyczajnie go nie podnosi, bo nie wierzy w zabobony.
W plecaku nosi więcej niż wszystko. Na jego ramionach
spoczywa ciężar ciężki bardziej niż bardzo. W plecaku nosi muszelki znad morza,
kamyczki znad ogrodowego oczka u sąsiadów. Tam też był. W plecaku nosi stare
bilety opatrzone datami tamtych dni. Zbiera paragony z McDonald'a. Chociaż
wszystkie wyglądają tak samo, bo zawsze zamawia Latte i wychodzi. Rusza dalej.
I sam się gubi we własnych paragonach… we własnym plecaku. Wśród starych i
nowych zdjęć, wśród wspomnień... tych świeżych i zakrzepłych. Wśród spojrzeń
niepewnych, porozumiewawczych, pogardliwych, zdumionych, zaciekawionych i tak
dalej, i tak dalej. Wśród szczerych uśmiechów, uśmiechów pogardy i uśmiechów,
które okłamują cały świat. Głoszą fałszywą prawdę, że oczy mogą kłamać. Nie
mogą.
Homo viator gubi się wśród tłumu, który wpuścił do
plecaka, jak do życia. Ludzie to straszni bałaganiarze, istoty chaotyczne,
antonimy Homo viatora. Wchodzą, jak do siebie, często bez zaproszenia. Robią
straszny bałagan, ale nie sprzątają po sobie. Mają czelność? Widocznie tak.
Ale to nic takiego. Ludzie to ptaki, które zimą
odlatują do ciepłych krajów. Są wolne, nie można ich trzymać na smyczy ani w
klatce, ani nawet w plecaku Homo viatora. Odlatują lekko do chmur, a wracają
ich sobowtóry.
Homo viator ma plecak przesiąknięty nadzieją… być może kiedyś zanurzył go w specjalnej rzece,
tak jak zrobiła to matka Achillesa kiedy był mały... Plecak ma czuły punkt?
Może istnieje jakaś... pięta plecaka? Nie mam pojęcia.
Świat zastanawia się, jak to możliwe, że w jednym
plecaku mieści się całe nastoletnie życie (bo na dorosłość podobno istnieje
inny plecak). Sama nie wiem. Nigdy nie spotkałam Homo viatora, tak sobie go
wyobrażam. A może spotykam go każdego dnia? Ale nawet nie wiem czy istnieje.
--
Me imagino que el hombre es un ser con
mochila. Homo viator. La costumbre de tortuga... cubre toda la vida con una
casa en su espalda. Recorrió más que cien kilómetros. Todos los días abre los
ojos para batir su récord. Todos los días busca un pretexto, una razón, una
verdad, una causa. Busca un puzzle sentado a la perfección a biografía de más
de 10 años. Y a veces está hecho polvo para recoger un duro que acaba de caer a
la tierra. O simplemente no lo recoge por no creer en las supersticiones.
En la mochila tiene más que todo. En sus
hombros hay una carga pesada más que más, más que mucho. En la mochila tiene
unas conchitas recogidas a la orilla del mar; unas piedritas de la orilla del
estanque en el jardín de vecinos. Allí también estuvo. En la mochila tiene unos
billetes viejos con fechas de aquellos días. Colecciona unos tickets de compra
de McDonald. Aunque todos tienen el mismo acpecto, porque siempre pide Caffè
latte y sale de allí. Sigue. Y se pierde en tickets propios, en su propia
mochila. Entre nuevas y viejas fotos, entre recuerdos... recientes y marchitos.
Entre unas miradas de entendimiento, unas miradas inseguras, despectivas,
admiradas, curiosas etcétera y etcétera. Entre unas sonrisas verdaderas, unas
sonrisas de desprecio y unas sonrisas, que mienten a todo el mundo. Pregonan
una verdad falsa que los ojos pueden mentir. No pueden.
Homo viator se pierde entre una muchedumbre
al que deja entrar en su mochila... como si estuviera su vida. La gente es un
gran desordenado, un ser caótico, un antónimo de Homo viator. Entra en la
mochila como si fuera su habitación... a veces sin invitación. Está como Perdo
por su casa. La gente hace desorden y no limpia. Se atreve? Sí, evidentemente
sí.
Pero no pasa nada. Las personas son unos
pajaritos, que cada invierno van a regiones cálidas. Son libres, no se puede
mantenerles en una correa ni en una jaula, ni siquiera en la mochila de Homo
viator. Levantan vuelo a la ligera hacia
las nubes... ¿y regresan? No. Vuelven sus dobles.
Homo viator tiene la mochila contagiada de
esperanza; tal vez... hace mucho tiempo la sumergió en un río especial... tanto
como lo hizo la madre de Aquiles cuando era pequeño. ¿La mochila tiene un punto
flaco? ¿Tal vez exista un talón de mochila? No tengo ni idea.
El mundo cavila... ¿cómo lo es posible que en
una mochila cabe toda la vida adolescente (es que para la adultez probablemente
existe otra mochila)? No lo sé, de verdad. Nunca he encontrado a Homo viator,
simplemente me lo imagino de esta manera. Tal vez lo encuentre a diario. Pero a
decir verdad no sé si existe.