Nie lubię rozpoczęć roku, po prostu. Nikt, dosłownie
NIKT nie zauważyłby, gdybym jednak zrezygnowała z pojawienia tam… ale poszłam,
tylko po to, żeby stanowić jeden z elementów wielkiej, czarno-białej
szachownicy Lublina.
Dwa miesiące temu o tej samej porze szczerze...
robiłam nic. (Jest po 11, więc pewnie spałam.) Dokładnie tak, cieszyłam się, że
przez najbliższe dwa miesiące będę robić nic. Po dziesięciu miesiącach
niedosypiania, chodziłam niewyspana jeszcze w połowie lipca. Może przesadzam,
ale ja lubię przesadzać. Słyszałam to nie raz i nie dziesięć razy.
W każdym razie, te dni wymknęły mi się spod kontroli.
Niewiele wydarzeń mnie zaskoczyło, praktycznie wszystkiego się spodziewałam.
Generalnie odwiedzałam te same miejsca, płakałam z tych samych powodów,
cieszyłam się z tego samego, w większości nawet jadłam to samo. Niewiele czasu
spędziłam w domu. Czasem siedziałam sama, ale nie umiem być długo sama ze sobą.
Nie potrafię zorganizować sobie czasu, jeśli nie wisi nade mną pięć
sprawdzianów z polskiego i dwa z matematyki...
Ale jeśli mam być szczera... zapomniałam już co to
szkoła (i nie przypomniałabym sobie tak sama z siebie, gdyby nie szturchnął
mnie 1 września)… zapomniałam, jak to jest wstawać rano... zapomniałam nawet, jak
ustawić budzik w telefonie. Nie wiem, czy będę potrafiła wysiedzieć 45 minut w
jednym miejscu, praktycznie w jednej pozycji, jednocześnie słuchając, pisząc i
nie myśląc o moich problemach, niezwiązanych ze szkołą...a będą takie, bo
zawsze są. Przeżyłam dwa miesiące bez niezastąpionych porad nauczycieli i
przyzwyczaiłam się, że bez tego można przeżyć. Potrafiłam wylaszczyć się
(wystroić jakby ktoś nie wiedział) tylko po to, żeby wyjść na ulicę i zawrócić
do domu. Albo wcale się nie malowałam, wychodząc do ludzi.
Jak to będzie teraz? Bo już naprawdę nie pamiętam,
czy między płaczem nad swym marnym losem, a płaczem nad tym, że nie umiem albo
że nie dam rady, znajdowałam czas, żeby się pomalować i ubrać jak człowiek.
Najgorszym okresem wakacji były dla mnie mniej więcej
dwa ostatnie dwa tygodnie sierpnia. Oczywiście nie wszystkie dni były
beznadziejne, no ale...byłam przeziębiona, bałam się z najróżniejszych powodów.
Przede wszystkim nakręcałam samą siebie i wszystkich wokół, że nie dam rady w klasie
i szkole, i co najmniej dwa razy byłam pewna, że się przepiszę. W końcu
zostałam oczywiście... powoli zaczynam tego żałować, ale zobaczymy czy powiem
to samo za dwa dni... chociaż pewnie będę sobie powtarzać to średnio co dwie
godziny każdego dnia.
No nic, zobaczymy jak to będzie, żeby zbytnio nie
wybiegać w przyszłość. Wakacje 2k16 to takie mocne 2/10. Nie były najgorsze,
nie były najlepsze, chociaż lepszych chyba nie było. Teraz poczekam te 10
miesięcy, żeby powiedzieć, że to był najgorszy rok szkolny. Ale jeszcze
zobaczymy.