piątek, 16 października 2015

Wycieczka do Narnii

                Byłam dobrym uczniem, przyjacielem, obywatelem, dzieckiem; byłam człowiekiem. Zbudowałam swój szesnastoletni świat. Poznałam nowych ludzi, nowe miejsca. Nauczyłam się, czym jest siła grawitacji, czym są właściwości sorpcyjne, czym jest kalokagatia; co to jest metoda salami i technika spalonej ziemi. To wszystko, o czym świat nie ma pojęcia. Ale do dzisiaj nie rozumiem na czym polega siła dośrodkowa... Ale może mi to wybaczą. Może tam nie będą o to pytać.
                I chyba nagle przestałam istnieć... umarłam. To coś, co jest we mnie już nie działa... było, a kiedyś nawet działało! Działało… jeszcze do niedawna. Zabrałam światu trochę tlenu, trochę dwutlenku węgla... trochę miejsca, trochę czasu… i zgasłam jak gaśnie spalona żarówka; tak, jak gaśnie dzień wraz z zachodem Słońca. Moje Słońce właśnie zgasło… jakoś ostatnio, na dniach. I nie świeci, tak po prostu przestało świecić. Nie daje ciepła… to też tak po prostu. Ot tak zaczęłam marznąć we własnym ciele. I ja nie szykuję się na zmartwychwstanie.
                Zawsze mogę odwrócić się do świata plecami. I siedzieć martwa w zamkniętym pokoju: bez tlenu, bez dwutlenku węgla… Potrzebuję tylko troszeczkę miejsca i czasu… ale nie na długo. Zawsze mogę posypać klucz odrobiną soli, bo już nie znam przepisu na cukier… Odrobiną soli na osłodę i zjeść klucz, nie patrząc w stronę drzwi. Zasłonić okna. Posprzątać... nie lubię zostawiać bałaganu, nawet jeśli nikt w świecie miałby go nigdy nie zobaczyć. Wejść do szafy i szukać swojej prywatnej Narnii. Tylko mojej, gdzie nie wejdzie żaden niedobry człowiek. Wpuszczę tylko moją nienawiść, mój ból... Jeszcze pomyślę nad krwią i łzami. W kałużach będą pływać słowa... takie jak miłość, szczerość, szacunek... kałuże wyschną jak wzejdzie Słońce. W mojej Narnii Słońce będzie świecić tylko dla mnie. Ale Słońce prędko nie wzejdzie. Trzeba czasu… nie na długo, ale trzeba. Będę patrzeć na wiatr. Wiatr będzie szarpać mnie za włosy. Trawa nie będzie zielona. Nie będzie trawy. Nie uśmiechnę się do siebie... choćby po to, żeby nie płakać przez cały czas. Nie uśmiechnę się do siebie, bo w mojej Narnii nie będzie luster. Nie będzie ludzi, nie będzie jej ani jego.
                A ja sama pójdę na długi, hiszpański spacer... i porozmawiam sobie sama ze sobą. Potem usiądę pod drzewem i postaram się zrozumieć siłę, o której nie mam pojęcia. Trochę ciężko u mnie z fizyką… i z pamięcią, bo nawet już nie pamiętam jej nazwy. Siła, siła… siła dośrodkowa… Chyba tak to się nazywało. Drzewa na pewno wiedzą, rozumieją i wiedzą na pewno. A drzewa w mojej Narnii będą wyjątkowo inteligentne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz